czekajczekaj

Tekst alternatywnyTekst alternatywnyTekst alternatywny

Lubsko-Rybacze


1

Sobota 28 sierpnia  6:00

Wyjeżdżamy z Lubska-nastroje bardzo pozytywne a nasz pierwszy cel(Lwów) osiągniemy za 12 godz.,uwzględniając przesunięcie czasu +1h o 19:00 czasu Ukraińskiego. Na 20-tym kilometrze gaśnie oświetlenie tablicy z zegarami w naszym Fordzie. Kilka dni wcześniej przerobione na zimne katody. Zabobonny nie jestem więc nie odbieram tego jako znaku. Mijają kolejne kilometry a deszcz coraz intensywniejszy (całe szczęście że przed wyjazdem wymieniłem pióra w wycieraczkach na porządne Bosch-owskie) i tak towarzyszy nam do samego Krakowa. Po 4,5 godz. osiągamy właśnie Kraków co daje nam nadzieję że poprawimy wynik przejazdu przez Polskę. Niestety węzeł w Szarowie jest początkiem wschodniej rzeczywistości. Korek na kilka kilometrów pokonujemy stosunkowo długo. Dziś po przejechaniu Polski w tamtą i z powrotem mogę jednoznacznie stwierdzić że Europa kończy się na rogatkach Krakowa. Najświeższe dane dotyczące punktów z radarami okazują się makabryczne. Co kilka kilometrów ostrzeżenie o kontroli prędkości,koniec jednej mieściny i zaraz początek następnej,co chwilę ograniczenie do 70 a zaraz po nim do 50 km/godz. Mijają kolejne godziny a do Lwowa jeszcze setki kilometrów. Dojeżdżamy do Rzeszowa i tu nieprzyjemne wspomnienia;nawigacja poprowadziła nas przez miasto. Niestety niemiło będę wspominał rzeszowskich kierowców z powodu bezczelności podczas jazdy,braku kultury na drodze i trąbienia bez powodu na samochód z obcą rejestracją.

Od Jarosławia zaczynamy nabierać otuchy że cel coraz bliżej aż w końcu docieramy do Korczowej. Przejście graniczne przejeżdżamy dość sprawnie praktycznie bez kolejki.Sama odprawa ukraińska to bieganie z karteczkami od Annasza do Kajfasza ale w końcu wyjeżdżamy za Kordon. Dzwonię do Władka że ruszamy do Lwowa i żeby na nas czekał w umówionym miejscu czyli na skrzyżowaniu ulic Szewczenka i Jarosława Mudroho. Kilkaset metrów za przejściem na głównej drodze do Lwowa stadko gęsi beztrosko drepcze sobie w poprzek jezdni jakby chciało powiedzieć Welcome in Ukraina. W końcu mam okazję na własnej skórze doświadczyć „legendarnych” ukraińskich dróg... ale jedno trzeba przyznać są szersze niż w Polsce. Nie mogę przywyknąć do tablic oznaczających miejscowości i to nie ze względu na pisownię ale brak znaków obszaru zabudowanego. Kilka wioseczek więc przejeżdżam z prędkością powyżej 60km/h. Po 12 godzinach docieramy do tablicy Lviv,wjeżdżamy na Szewczenka a tu szok! Staruszka przez jezdnię przeprowadza kilka kózek na sznurka w stronę osiedla (ciekawe gdzie je trzyma). Jest Władek-uściski i wielka radość ogarnia wszystkich. Z dodatkowym „bagażem” i tak już przeciążonego Mondka jedziemy do hotelu na Kwitkie Osnowianienka. Jest tak jak prosiłem tani hotelik z podstawowymi wygodami aby tylko wypocząć przed dalszą drogą. Mimo informacjom zaczerpniętym z internetu bieżącą wodę mamy dostępną a ciepła woda jest z bojlera elektrycznego. Co prawda hotelik(+38322335044) to zaadoptowane 4 piętro budynku ale niczego ekstra nie oczekiwałem za 50 hrywien. Mimo zmęczenia postanawiam z moim przyjacielem ruszyć w miasto. Lwów wieczorem wygląda bardzo pięknie co prawda jezdnie ulic to jeszcze większa makabra jak w drodze od granicy ale zapach historii i minionych wieków unosi się w powietrzu-jestem zachwycony tym pięknym aczkolwiek zaniedbanym miastem.

Niedziela 29 sierpnia 9:00

Jedziemy z Władkiem na giełdę samochodową po jakiekolwiek żarówki do oświetlenia kokpitu bo okazuje się że przestał działać inwerter w moim autorskim podświetlaniu.

Popołudnie spędzamy na obiedzie i gościnie u Władka. Mam w końcu wielką przyjemność poznać jego lepszą połowę Lubę. Drobna kobietka z wielką energią witalną i nieprzyzwoicie sympatyczna. Na wieść że Andrzej z rodziną w końcu przyjechali na Ukrainę,wpada Igor z Irą i córeczkami. Późnym popołudniem spacer po Lwowie,wizyty w kafejkach w cudownej atmosferze i polsko-ukraińskim towarzystwie. Nigdy bym się nie spodziewał że obcy dla mnie ludzie mogą być aż tak serdeczni. Oczywiście o płaceniu w lokalach nie ma mowy,Luba pokrętnie i z szyderczym uśmieszkiem wyjaśnia że my będziemy płacić jak wrócimy z Krymu....o ile zostaną nam jakiekolwiek pieniądze :)

Wymieniamy z Władkiem waluty-kurs ustaliliśmy pośrodku także i wilk syty i owca cała.

Niestety świadomość jutrzejszego wyjazdu i wielki stres związany z tym jak Mondek poradzi sobie z drogą na Krym wcale nie sprzyja zaśnięciu,długo rozmyślam o drodze o tym co może nas spotkać i jak sobie w danej sytuacji poradzić.

  Next>   >>



Panorama Lwowa

Widok z okna Hotelu Elektron na Lwów

Poniżej wnętrze naszego pokoju

Hotel Elektron

czekaj