czekaj
7

Piątek 3 września


Mimo niebiańskiego samopoczucia,przyjemności obcowania z naturą Krymu jednak gdzieś tam w środku co jakiś czas włączała się lampka sygnalizacyjna że auto trzeba naprawić. Po tym jak Muchin na czwartek zaplanował w ostatniej chwili wyjazd do Symferopola wstępnie zaprosił mnie na piątek do siebie w celu naprawy samochodu. Ok 9:00 dzwonię więc z pytaniem o której możemy w końcu zacząć i dostaję odpowiedź że ok. 13:00. Spokojny-niespokojny wychodzę więc z rodzinką na plażę celem poleniuchowania po jakże ciekawej wycieczce ale mimo wszystko męczącej. Słoneczko i ciepła woda pozwalają mi zapomnieć że to już wrzesień. We Lwowie pada a w wiadomościach podali że w Polsce padał śnieg. Nic tylko żyć i nie umierać na tym Krymie. Nie wiem czy to zasługa klimatu ale na plaży nie widać ludzi spieczonych na „raka”,wszyscy mają opaleniznę jedynie w odcieniach brązu. Nawet moja żona która nie jest „podatna” na promienie słoneczne,po drugim dniu na plaży zaczyna nabierać bursztynowego odcienia. Zaletą wrześniowych wakacji na Krymie jest między innymi łagodnie operujące słoneczko. Mimo że świeci na bezchmurnym niebie to nie pali tak wściekle jak w Polsce w lipcu.

Morze Czarne

Rybacze Morze Czarne

Nawet nie wiem kiedy dochodzi godz. 12:00 więc telefonicznie informuję Muchina że powoli zbieram się z plaży i tak też robię. Zabieram wszystkie narzędzia jakie wziąłem na wszelki słuczaj w podróż i ruszam do Małorieczenskoje. Są to raptem 3 km ale jakie?! Zakręt za zakrętem,zjazd za zjazdem hamowanie jedynie silnikiem ze sporadycznym naciskaniem hamulca tylko wtedy gdy na trzecim biegu auto niepotrzebnie przyśpiesza.

Na miejscu Muchina oczywiście nie ma,wchodzę na teren posesji....a jakże telefon leży na środku podwórka podłączony do ładowarki a jego nie ma. Po kilkunastu minutach zjawia się zakała społeczności krymskiej i oznajmia mi że chłopak który miał mi pomóc naprawiać samochód jeszcze w Ałuszcie rozwozi piwo. Zdenerwowany na dobre pytam czy nie mógł mi tego powiedzieć przed wyjazdem z Rybacze i jak to jest ze słownością u niego. Przypominam że piątek jest drugim terminem którego nie dotrzymuje i dla mnie nie jest człowiekiem godnym zaufania. Zaczyna się motać w „zeznaniach” a ja zbulwersowany do granic możliwości w nerwach zatrzaskuję drzwi Mondka i wracam do Rybacze. Po drodze uzmysławiam sobie z jakim człowiekiem miałem nieszczęście się spotkać w tej pięknej krainie. Dobrze że nie czekałem na jego syna który miał mi sprzedać wycieczki po niższej cenie,bo przez cały pobyt na Krymie nigdzie byśmy nie pojechali. Tak na marginesie dodam że syn Muchina już od wtorku jechał do mnie z ofertami :(

Po powrocie do domu krótka narada z Wiktorem i Marianem-co robić. Mówię że do mechanika trochę nie fair jechać po tym jak mu odmówiłem mówiąc że znalazłem tańszego usługodawcę. W tym momencie Marian podsuwa mi informacje że naprzeciw mieszka swarczik (spawacz) Andriej który po 16:00 wraca z pracy. Łudząc się nadzieją że jeszcze dostanę dobrą wiadomość od Muchina,czekam do 15:00. Niestety mimo wielkich nadziei nie doczekałem się niczego dobrego. Wziąłem więc telefon i przekazałem kacapowi kilka słów które nie nadają się do publikacji.

Ford mondeo

Główny bohater całej podróży na Krym

Po zaproszeniu wiktora na plac przy garażu i udostępnieniu przez nigo wszystkich potrzebnych narzędzi przystąpiłem do demontażu wahacza aby Andriej za wiele nie czekał na przyspawanie wzmocnienia. Wszystko szło w miarę gładko do momentu kiedy się okazało że do tylnej piasty wahacz jest przykręcony na trzy śrubu typu Torx . W tym momencie zaczęły się nerwy bo nie dość ze nie miałem takiego rozmiaru,w całym Rybacze również Marian nie znalazł to w dodatku z poszukiwań wrócił na lekkim gazie. Zaczęła się wtedy śpiewka jaki to Ford jest do d..y. Wcale mi to nie pomagało w koncentracji więc po kilku chwilach poprosiłem Marianka żeby wziął sobie zimny prysznic i wrócił do mnie w formie. Dzięki Bogu w skrzynce narzędziowej miałem żabkę Knippexa która i tym razem uratowała i moje nerwy i sytuację bez wyjścia. Ostatniej śruby nie mogłem jednak odkręcić z powodu przeszkadzającego wygięcia w wahaczu. Poprosiłem więc Andrieja (który w sam raz przyszedł) żeby po prostu do łba przyspawał mi zwykłą nakrętkę którą bez problemu złapie moja żabcia. Udało się ! Hurra! W tym momencie byłem chyba najszczęśliwszym człowiekiem na Krymie,a kto wie czy nie Ukrainie. Wyprostowanie i wzmocnienie wahacza było banalną czynnością którą wykonaliśmy w mgnieniu oka. W międzyczasie Marian Zeszlifował łby śrub na sześciokąty pod klucz 20 i zacząłem składanie zawieszenia. Utknąłem podczas montażu szczęk hamulcowych;mnogość elementów,sprężynek wprowadziły mnie w zakłopotanie zwłaszcza że przy demontażu Marian denerwował mnie oceną Fordów. Zapomniałem mu to wszystko w momencie gdy zaczął mi pomagać i korygować moje błędne ruchy przy montażu. Po skończonej robocie wdzięczności ucałowałem go w czółko i serdecznie podziękowałem. Jako że była godz.23:00 a ja brudny jak górnik z kopalni węgla kamiennego,na wódeczkę zaprosiłem go następnego wieczora. Po powrocie na posesję wszyscy którzy siedzieli za szerokim stołem mieli wielki ubaw z mojego wyglądu ale Wiktor zaproponował mi wstępną kąpiel w bani i wyposażył mnie w różnego rodzaju pasty do zmywania tłustego brudu. Kąpiel w gorącej wodzie odprężyła mnie totalnie a do pokoju wszedłem szczęśliwy z miną szampańską. Sen mnie dopadł znienacka podczas oglądania Tog Gear.

<<    <Back    Next>   >>